Sztuka śmierci

Wydawnictwo: Czwarta Strona
Autor: Aleksandra Marinina
Tytył oryginalny: Смерть как искусство
Data wydania: 14 marca 2018
Liczba stron: 608

„W teatrze „Nowa Moskwa” dochodzi do tajemniczego przestępstwa – napadu na L.A. Bogomolova, reżysera i dyrektora teatru. Śledztwo prowadzą Anastazja Kamieńska i jej młody kolega z Pietrowki, detektyw Anton Staszis. Rozpoczęte dochodzenie kieruje ich do zaskakujących rezultatów. Pojawia się wielu podejrzanych, wszyscy kłamią, ale każdy z innego powodu: rodzicielska miłość, ślepa zazdrość, podły szantaż i pragnienie sukcesu, za który zapłacono zbyt wysoką cenę.

Mogłoby się wydawać, że wszystko kręci się wokół teatru, ale jedno małe, z pozoru nieistotne wydarzenie zakorzenione w przeszłości, zbiera śmiertelny plon.

Nadszedł czas, aby przywrócić sprawiedliwość…”

   O twórczości Aleksandry Marininy słyszałam już nieraz. Były to praktycznie same pozytywne opinie, opiewające w zachwyty nad kunsztem autorki. Więc, gdy nadarzyła się okazja z niecierpliwością wzięłam się za lekturę „Sztuka śmierci”. Tym bardziej, że opis brzmi naprawdę intrygująco.

   Na początku byłam zaskoczona jej objętością. Zupełnie nie spodziewałam się tomiszcza takich rozmiarów. Przeszła mi przez głowę myśl, czy autorka sprosta wyzwaniu i utrzyma, obowiązkowe w kryminałach, napięcie przez blisko 600 stron.

   Szczerze mówiąc, nie wiem co myśleć o tej książce. Z jednej strony autorka potrafiła mnie wciągnąć w całą tę historię, a z drugiej nie zostałam nią jakoś specjalnie oczarowana. Trochę się zawiodłam, jeżeli chodzi o akcję. Treść, to w zdecydowanej większości filozoficzne przemyślenia bohaterów, które sprawiały wrażenie mocno zbędnych i skutecznie przyhamowywały tempo akcji. Bohaterowie raczej nie wzbudzali sympatię, tylko lekką irytację. Intryga była logiczna i spójna, wzbudzała zainteresowanie. Pomysł z takim żywym, uduchowionym teatrem był naprawdę oryginalny, jednak tutaj nie pasował. Cała historia przez to nabrała takiego klimatu nierealności.  Mimo całej tej objętości całość czyta się dość szybko. Autorka posługuje się lekkim i przystępnym piórem, co tylko to ułatwiało.
   Ogólnie czytało mi się ją dobrze, ale raczej ponownie do niej nie wrócę.


Serdecznie dziękuję za egzemplarz Wydawnictwu Czwarta Strona. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Cykl: Marek Berner

Cykl: Dziesięć płytkich oddechów

Mój zawodnik