Goodbye days - fragment książki. Król Węży
Wydawnictwo:
Jaguar
Data wydania: 13 września
Liczba stron: 416
Ø Mocna i poruszająca powieść.
Literatura najwyższych lotów.
Ø Jedna
z najgłośniejszych powieści dla młodzieży w 2016 roku
Ø Znakomita
lektura dla wielbicieli Trzynastu powodów
i Szukając Alaski
Ø „Cudowna,
wzruszająca afirmacja życia” – rekomendacja Nicoli Yoon, autorki bestsellerowej
powieści Ponad wszystko
Ø Entuzjastyczne recenzje
prasy zagranicznej
Ø Autor jest nagrodzony
kilkoma prestiżowymi nagrodami literackimi
Ta książka najpierw was przygnębi, potem pocieszy,
a z całą pewnością zmieni.
fragment
Rozdział pierwszy
Niewykluczone, ponieważ
opinie w tej kwestii są dość podzielone.Gdybyście zapytali babcię Blake’a
Lloyda ‒ babunię Betsy‒ zapewne odpowiedziałaby, że nikogo nie zabiłem. Kiedy
się dzisiaj spotkaliśmy, otoczyła mnie wilgotnym od łez, mocnym uściskiem i szepnęła
mi do ucha: „To nie jest twoja wina, Carverze Briggsie.Wie o tym Bóg i wiem o
tym ja”. Babunia Betsy zwykle mówi to,
co myśli. Taka już jest.
Gdybyście zapytali rodziców
Eliego Bauera ‒ doktora Pierce’aBauera i doktor Melissę Rubin-Bauer ‒ ci, jak sądzę,
odpowiedzieliby: „Być może”. Oboje spoglądali mi dzisiaj prosto w oczy i uścisnęli
mi dłoń. Na ich twarzach malował się raczej ból po stracie bliskiej osoby niż
gniew. Oboje uścisnęli mi dłoń słabo i delikatnie,jakby nie mieli dość siły na
więcej, jakby nie byli pewni, czy obwiniać mnie za swój ból, czy nie.
A ich córka Adair? Bliźniaczka
Eliego? Do tej pory byliśmy przyjaciółmi. Nie tak bliskimi jak ja i Eli, ale
jednak. Myślę, że Adair uważa, że odpowiadam za śmierć jej brata. Patrzyła
na mnie wrogo, zupełnie jakby żałowała, że nie było mnie w tym samochodzie.
Patrzyła tak na mnie, rozmawiając z grupką naszych kolegów z klasy, którzy
stawili się na pogrzebie.
Pozostają jeszcze sędzia
Frederick Edwards i jego była żonaCynthia Edwards. Moim zdaniem, na pytanie,
czy zabiłem ichsyna, Thurgooda Marshalla Edwardsa, który wolał być po
prostuMarsem, odpowiedzieliby zdecydowanym: „Prawdopodobnietak”. Kiedy podszedłem
dziś do jak zawsze nienagannie ubranegosędziego Edwardsa, dłuższą chwilę mierzył
mnie z góry uważnymspojrzeniem. Milczenie zaczęło się przeciągać, a powietrzemiędzy
nami zdawało się tężeć i zastygać.
‒ Dobrze pana widzieć…‒
odezwałem się wreszcie i wyciągnąłemspoconą dłoń.
‒ Dzisiaj nic nie jest
dobre ‒ oznajmił dostojnym, nieprzystępnym tonem, zacisnął usta i popatrzył
ponad moim ramieniem w dal.
Być może okazując mi obojętność,
usiłował ukryć fakt, że w głębi duszy uważał mnie za winnego śmierci jego
dziecka. Ścisnął mi rękę tak, jakby chciał naraz dopełnić towarzyskiego obowiązku i
mnie ukarać.
A co ja o tym myślę? Otóż
uważam, że to ja zabiłem trzechswoich najlepszych przyjaciół.Nieumyślnie. W
zasadzie jestem pewien, że nikt nie podejrzewamnie o premedytację; nikt nie
podejrzewa, że pod osłonąnocy wpełzłem pod samochód i podstępnie przeciąłem
przewodyhamulcowe. Nic z tych rzeczy. Raczej okrutna ironia losu: jakoprzyszły
pisarz „wypisałem” ich z księgi życia. Gdzie jesteście,chłopaki? Odpiszcie ‒
niezbyt kreatywny, mało błyskotliwy SMS.Niemniej, na ekranie telefonu
znalezionego przy ciele Marsa(to on siedział za kółkiem) widniała niedokończona
odpowiedźna mój SMS. Zrobił to, o co go poprosiłem, i pędząc prawie stosześćdziesiąt
na godzinę, wpakowali się w stojącą na autostradzieciężarówkę. Samochód chłopaków
wbił się pod przyczepę,
która praktycznie ścięła
całe nadwozie.Czy mam absolutną pewność, że to właśnie moja wiadomość
uruchomiła łańcuch
wydarzeń, który doprowadził do śmierci przyjaciół?Nie, nie mam, a mimo to
jestem o tym głęboko przekonany.Czuję się odrętwiały, pusty. Wciąż jeszcze nie
dopadło mnie
przenikliwe, palące
cierpienie, choć wiem, że pojawi się wkrótce.Pamiętam, jak kiedyś pomagałem
mamie w kuchni i zabrałem siędo krojenia cebuli. Nóż zjechał po śliskiej główce
i głęboko skaleczył
mi dłoń. W tym momencie mój
mózg po prostu zamarł,jakby potrzebował czasu, aby się połapać w sytuacji i
zorientować,czy rzeczywiście jestem ranny. W pierwszej chwili uświadomiłemsobie
tylko dwa fakty: czuję jedynie krótkie uderzenie i tępepulsowanie, ale ból
nieodwołalnie musi nadejść. I wierzcie mi,nadszedł. Pomyślałem też, że za
sekundę, najdalej dwie, poplamiękrwią ukochanąbambusową deskę kuchenną mamy
(owszem, niektórzyludzie nawiązują głębokie więzi emocjonalne z deskami
dokrojenia; nie pytajcie ‒ ja tego nie rozumiem).
Tak więc jestem na
pogrzebie Blake’a Lloyda i czekam, aż nadejdzieból. Czekam, aż moja krew zachlapie wszystko dokoła.
Jestem siedemnastoletnim
ekspertem od pogrzebów.Plan był jasny i oczywisty ‒ wszyscy mieliśmy
szczęśliwie
przebrnąć przez ostatni rok w Nashville Arts Academy. Po szkole Eli zamierzał wstąpić
na Berklee College of Music, na wydział gitary.Blake wybierał się do Los Angeles,
gdzie chciał się zająć pisaniem scenariuszy i karierą komika. Mars nie zdecydował
jeszcze,dokąd wyjedzie, nie miał jednak wątpliwości, co będzie robił: zamierzał rysować
komiksy. Ja z kolei wahałem się pomiędzy uniwerkami Sewanee lub Emory, gdzie
chciałem studiować kreatywne pisanie.Żaden punkt planu nie przewidywał, że będę
kiedykolwiek czekał na rozpoczęcie uroczystości pogrzebowych trzeciego już
Pogrzeb Blake’a jest w małym
białym kościółku baptystów ‒ jednymz mniej więcej 37 567
takich samych baptystycznych kościółkóww Nashville. Cuchnie tu dietetycznymi
herbatnikami, klejem
i starą wykładziną. Na ścianach
wiszą rysowane kredkami obrazki życia Jezusa. Przypominająca brodaty lizak postać
rozdaje niebieskie i zielone ryby tłumowi ludzików nakreślonych za pomocą
kilku kresek.
Klimatyzacja nie radzi sobie z wczesnosierpniowym upałem i koszmarnie się pocę w
nowym granatowym garniturze,który pomogła mi wybrać moja siostra Georgia. W
sumie powinienem raczej napisać, że wybrała go sama, podczas gdy ja stałem obok
kompletnie otumaniony. Z odrętwienia wyrwałem się tylko na moment, by wyrazić
przekonanie, że zdaje się, lepszy byłby czarny. Georgia cierpliwie i łagodnie
wyjaśniła mi, że granatowy jest w porządku, a w dodatku będę mógł go zakładać na
inne okazje,już po pogrzebie. Powinna była powiedzieć „po pogrzebach”.Zawsze
się myli. A może nie?
Tytuł oryginalny: The Serpent King
Data wydania: 11.04.2017
Liczna stron: 320
Wyobraź sobie, że masz rzesze fanów na swoim blogu, a nienawidzą
cię koledzy z twojej własnej szkoły…
Albo że tworzysz piękne piosenki i chowasz je do szuflady, bo
jesteś pośmiewiskiem w małym miasteczku…
Albo może pełen
kompleksów z powodu swojego wyglądu jesteś jedynym w okolicy fanem znanej serii
fantasy i możesz o tym rozmawiać wyłącznie w necie?
Byłbyś całkowicie
samotny, gdyby nie wsparcie przyjaciół.
Dlaczego jedni
otrzymują od rodziców miłość i wolność, inni nieustanną krytykę i przemoc, a
jeszcze inni wyłącznie wymagania i genetyczne obciążenia?
Kiedy żarliwa
wiara prowadzi do zniewolenia, a charyzma do sekty?
Jak sobie
poradzić z rodzącym się w sercu uczuciem?
Kto doda odwagi
przy wyborze drogi życiowej, gdy kończysz szkołę i wszechogarnia cię strach
przed sobą i światem?
Lydia, Dill i Travis. Każde z nich
jest inne… Razem dorastają na Południu Stanów…
Fragment:
Potem położyli się na plecach i patrzyli na gwiazdy migające
między szynami, słuchając ciemnej rzeki. Być
może to już wszystko, pomyślał Dill. Być
może już nic lepszego w życiu nie dostaniesz. Ta chwila. Właśnie teraz.
– Czytałem, że wiele spośród gwiazd, które widzimy, już nie
istnieje. Umarły, ale światło dociera do Ziemi dopiero po milionach lat –
powiedział.
– Nie najgorsza śmierć – stwierdziła Lydia. – Świecić przez
miliony lat, chociaż już cię nie ma.
JEFF
ZENTNER jest piosenkarzem, kompozytorem i
gitarzystą, nagrywał wspólnie z Iggym Popem, Nickiem Cave’em i Debbie Harry.
Jeff nie tylko tworzy i nagrywa własną muzykę, lecz również pracuje z młodymi
muzykami podczas obozów Tennessee Teen Rock Camp, które zainspirowały go do
napisania powieści dla młodych czytelników. Mieszka w Nashville z żoną i synem. Król Węży to jego pierwsza książka.
Możecie śledzić go na Facebooku, Instagramie i na Twitterze pod @jeffzentner.
Na temat Króla Węży Jeff
mówi tak: „Chciałem napisać o młodych ludziach, którzy próbują żyć godnie i
odnaleźć piękno w zapomnianym, nieciekawym miejscu. Którzy zastanawiają się, co
się stanie z ich marzeniami, kiedy przekroczą granicę hrabstwa. Ta książka to list
miłosny do tych młodych ludzi i do wszystkich, którzy kiedykolwiek czuli się
tak jak oni, niezależnie od tego, gdzie i w jakich okolicznościach dorastali”.
Komentarze
Prześlij komentarz